WIELKANOC W WIELKOPOLSCE
- Kasia
Sekcja historii i tradycji regionu
WIELKANOC W WIELKOPOLSCE – TRADYCJE, OBRZĘDY, PRZESĄDY
Opracowała: mgr Marta Hamielec
Wielkanoc to wyjątkowy czas radosnego świętowania w rodzinnym gronie, modlitewnej zadumy w świątyniach, święcenia potraw, pierwszych promieni wiosennego słońca, a w dawnej kulturze ludowej rozmaitych zwyczajów, ciekawych obrzędów i przesądów, zróżnicowanych pod względem regionalnym.
Poprzedzający Święta Wielkanocne Wielki Post obchodzono dawniej w Wielkopolsce bardzo surowo. Mieszkańcy wsi i dworów szlacheckich nie organizowali zabaw, biesiad, wesel, ani spontanicznych potańcówek, za to więcej czasu spędzali w kościołach i na postnych procesjach z udziałem pątników. Zmieniały się serwowane przez gospodynie potrawy. Jedzono pokarmy bezmięsne, m.in. „polewkę” – zupę z kwaśnego mleka lub maślanki zaprawioną mąką, w Poznaniu „nawarkę” (gwarowa nazwa: „noworka”), placki ziemniaczane („bambrzoki”) i pyry z myrdyrdą lub gzikiem, czyli ziemniaki z zasmażką albo twarożkiem. Mieszkańcy Hazów przez ten okres żywili się postnym żurem, który później, w trakcie Wielkiego Tygodnia tak chętnie „żegnali”. Na postnych stołach mieszkańców Biskupizny pojawiały się częściej śledzie w oleju.
Świętowanie rozpoczynano już w Niedzielę Palmową, upamiętniającą w kościele katolickim wjazd Jezusa do Jerozolimy, nazywaną w Wielkopolsce także „niedzielą kwietną”. W całym regionie wykonywano i święcono podczas nabożeństw palmy wielkanocne. Dekoracje palmowe były robione wyłącznie z naturalnych składników – gałązek wierzby, trzciny, wysokich traw, roślin nadrzecznych. Uplecionymi i poświęconymi palemkami domownicy lekko okładali się nawzajem, co miało zagwarantować energię do pracy i przypływ sił witalnych. Poświęcone „kocanki” połykano w celu zapewnienia sobie zdrowia, w szczególności zdrowego gardła. Hazacy mówili, że w Niedzielę Palmową trzeba „gutnąć po bazince”… Na Hazach do XX wieku zachował się zwyczaj odwiedzania gospodarstw przez panny z „nowym loutkiem”, czyli świeżymi gałązkami drzew i krzewów z pąkami. Dziewczęta ubrane w jasne sukienki śpiewały: „Nowe loutko w sieni, / Pani gospodyni, / Jak chcecie ogledować, to musicie coś darować. / Jeśli jajko albo kurkę, dostaniecie ładną córkę”. Od starszych gospodyń, także swoich przyszłych teściowych, otrzymywały drobne upominki, najczęściej jajka. W okolicach Gniezna z „nowym lotkiem”, tam nazywanym „gaikiem”, chodzili po wsiach i dworach kawalerowie, śpiewając: „Do tego pałacu wstępujemy / zdrowia, szczęścia winszujemy. / Dajcie nam, dajcie placków malowanych i jajami smarowanych”. Natomiast w rejonie Śmigla dzieci nosiły „latko” – gałązkę udekorowaną wstążkami, papierkami, wydmuszkami, na koniec wrzucając je do stawu lub strumienia. W północnej Wielkopolsce praktykowano zwyczaj „budzenia hałasem wiosny” – to zadanie przypadało z kolei najmłodszym mieszkańcom, którzy biegali po polach i łąkach z grzechotkami, kołatkami i piszczałkami, aby donośnym dźwiękiem pobudzić uśpioną przyrodę.
Wielki Tydzień był okresem… wielkich porządków, które należało ukończyć do soboty. Mieszkańcy Hazów rozpalali ogniska w ogrodach i na polach, paląc zimowe śmieci, a na koniec stare „drapoki”, czyli nieprzydatne już miotły. Najczęściej w Wielki Czwartek na Hazach odbywał się jeden z najbardziej charakterystycznych dla tego mikroregionu obrzędów ludowych – „palenie żuru”. Młodzież wychodziła na pola z „ofiarą” – chłopcem, który niósł na plecach gar z postną potrawą. Wspólnie rozbijano naczynie, a żur wylewał się do wykopanego dołka i przy okazji na spodnie „ofiary”. W tym miejscu rozpalano wieczorami ogniska, płonęły „drapoki” i przy ogniu mieszkańcy symbolicznie żegnali zimę oraz post. W okolicach Gniezna i na Kujawach stare garnki z żurem rozbijano o drzwi domostw. W powiecie kościańskim w Wielki Czwartek gospodarze gotowali na twardo jajka w cebuli i cynamonie, następnie chowali je w różnych miejscach, a zabawa dzieci polegała na ich odnajdywaniu. Wielki Piątek to tradycyjne „Boże Rany” – wtedy „rózgami dostawał młody i stary”, gospodynie lekko biły domowników, co miało im zagwarantować szczęście oraz zdrowie.
W Wielką Sobotę w całej Wielkopolsce święcono potrawy, a na ziemi rawickiej także zebrane w poprzednim roku zioła i uplecione wianki cierniowe, które wieszano na kołkach wbitych w granice pól, aby zapewnić sobie urodzajne zbiory i zabezpieczenie przed klęskami. W okolicy Kościana zamiast wianków zaplatano krzyżyki cierniowe.
Po mszy rezurekcyjnej odbywały się nieformalne wyścigi powozów, podobnie jak w Boże Narodzenie. Panował przesąd, że gospodarz, który pierwszy wróci do swojego gospodarstwa, pomyślnie i najszybciej ukończy żniwa. Ważnym momentem niedzielnego świętowania było rodzinne spotkanie, gdy „zasiadano do święconego”. Ilość i jakość potraw wielkanocnych zależała oczywiście od statusu materialnego mieszkańców. XIX-wieczny opis tradycyjnego posiłku wielkanocnego bogatych gospodarzy ze wschodniej Wielkopolski znajdziemy w dziele Oskara Kolberga: „…Na środku izby stał stół przykryty czystym obrusem, a na nim zastawione jaja białe i malowane w zieleni, a kiełbasy jako węże koło nich się wiły; dalej szły szynki, cielęce pieczenie, placki, baby, chleb, ser, masło i owoce, wszystko w zieleni, a w środku stał baranek z masła z chorągiewką.” Do dobrych obyczajów należało dzielenie się potrawami świątecznymi z ubogimi sąsiadami.
Poniedziałek Wielkanocny to oczywiście „dyngus”, a także bogaty w przesądy, szczególnie matrymonialne, dzień wróżb kawalerskich i małżeńskich. Wielkopolanie następująco opisywali zwyczaj oblewania się wodą: „Wody żeśmy nie żałowali, lejąc garnkami, dzbanami, szklankami, od stóp do głów, tak, że w izbach i kaczki pływać by mogły. Po zabawie trza się było przebrać, bo jeżeli na dziewczętach suchej nitki nie było, to i z nas, chłopców każdy był porządnie zmaczany.” Na wsiach często zdarzało się, że kultywujący tę „mokrą tradycję” młodzieńcy tracili w zabawie umiar – wrzucali dziewczęta to koryt z lodowatą wodą, a nawet do stawów i przerębli. Na terenie Wielkopolski w drugie święto można było spotkać na wiejskich drogach pochody przebierańców, nazywanych przez etnografów „wiosennymi kolędnikami”. Skład osobowy był regionalnie zróżnicowany i uzależniony od lokalnych tradycji. W okolicy Kościana i Śmigla gospodarstwa odwiedzał „niedźwiedź” (przebieraniec w kożuchu imitującym niedźwiedzią skórę lub kostiumie ze słomy) prowadzony przez „parobka” i „babę”, która zbierała drobne datki i upominki, najczęściej jajka i ciasto. Z poznańską Ławicą (niegdyś wsią, obecnie dzielnicą z lotniskiem) związane są „Żandary” – pochód przebierańców w kolorowych maskach, na czele z „muzykantem”, „księdzem”, „babą”, „niedźwiedziem”, ubranym na czarno „kominiarzem” i „żandarmem” z charakterystycznym atrybutem – małym drewnianym konikiem. Uczestnicy zabawy gonili przechodniów, smarowali dzieci sadzą, oblewali wodą kobiety i składali mieszkańcom życzenia. Na zakończenie „baba” i „kominiarz” wspinali się na komin miejscowej piekarni. Zwyczaj zachował się do współczesności.
Na Hazach i Biskupiznie w Poniedziałek Wielkanocny odbywało się dużo ślubów – wierzono, że zawierane w Wielkanoc małżeństwa będą zgodne i szczęśliwe.
Zgody i szczęścia życzymy Wszystkim!