X – lecie oddziału zamiejscowego Rawickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Jutrosinie.


Dnia 1 października 2020 roku Oddział RUTW w Jutrosinie  obchodził dziesiątą rocznicę powstania.

Zaproszeni goście, przedstawiciele instytucji wspomagających działalność Uniwersytetu i Jutrosińscy studenci wysłuchali wystąpienia prowadzącej uroczystość Miłosławy Jędrkowiak.

Historię i osiągnięcia przypomniał Włodzimierz Jędrkowiak.

Studenci oddziału w Jutrosinie przygotowali podziękowania w formie katalogu wydanego z okazji 10 lat Oddziału Zamiejscowego Jutrosińskiego Uniwersytetu III Wieku 2010-2020 i statuetki.

Goście przekazali na ręce pani Miłosławy Jędrkowiak wyrazy uznania, gratulacje, podziękowania.

Spotkanie uatrakcyjnił występ młodzieży z Zespołu Szkół im. Jana Pawła II w Jutrosinie.

Wzięliśmy udział w uroczystości, w imieniu Zarządu i studentów RUTW przekazaliśmy życzenia.


 

ZOBACZ ODDZIAŁ ZAMIEJSCOWY W JUTROSINIE NA FACEBOOKU


 

Dnia  24 września 2020 roku odbyło się Ogólne Zgromadzenia Członków Rawickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, na którym podsumowano działalność stowarzyszenia w roku 2019.

  • Zatwierdzono sprawozdania merytoryczne i finansowe, sprawozdania z działalności kontrolnych Komisji Rewizyjnej i Sądu Koleżeńskiego.
  • W związku z trudnościami związanymi z podjęciem pełnej działalności, przyjęto nieco okrojony plan działania i preliminarz na rok 2020.
  • W grono Zarządu przyjęto, po rezygnacji członka oddziału zamiejscowego w Jutrosinie pani Miłosławy Jędrkowiak, pana Kazimierza Chudego.

Informujemy, że

Ogólne Zgromadzenie nadało godność HONOROWEGO CZŁONKA

Rawickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku pani Bogdanie Niemierko.


GALERIA ZDJĘĆ


 

Nasza „mała ojczyzna” w literaturze

opracowała: Marta Hamielec


         Spędzamy teraz dużo czasu w domach i zapewne wielu Seniorów sięga chętnie po książki o różnorodnej tematyce. Jedną z naszych propozycji jest publikacja regionalna pt. „Ziemia rawicka w legendzie i baśni”, zredagowana w 1937 roku przez miejscowego nauczyciela i społecznika Józefa Miedzińskiego. Jej pierwsze, przedwojenne wydanie należy już do książkowych unikatów. W 2017 roku ukazało się wznowione wydanie książki, którą można wypożyczyć w Rawickiej Bibliotece Publicznej.

Legendy możemy poczytać z wnukami i wspólnie pobawić się w ilustratorów. Zbiór regionalnych opowieści stanowi także rodzaj literackiego przewodnika turystycznego po okolicy. Może być inspiracją w wyborze celu dłuższych spacerów, rodzinnych wycieczek samochodowych albo rowerowych. Tymczasem zapraszamy na „wirtualny” spacer szlakiem wybranych rawickich legend… 

 

Tom otwierają opowieści o herbie rodowym Przyjemskich, którego element – brunatny niedźwiedź – na mocy przywileju króla Władysława IV Wazy został przyjęty w 1638 roku jako herb Rawicza. Wizerunki niedźwiedzia możemy zobaczyć w różnych punktach miasta: na płaskorzeźbach na wschodniej i zachodniej ścianie ratusza, nad wejściem do zabytkowej kamienicy nr 27 przy rynku, na fasadzie Domu Kultury i po przeciwnej stronie ulicy Targowej – na muralu, ponadto w formie piaskowcowej rzeźby stanowiącej główny element fontanny na plantach. Autorem rzeźby jest rawicki artysta Zbigniew Łukowiak, fontanna powstała z okazji jubileuszu 350-lecia Rawicza w 1988 roku.

W XVII stuleciu do Przyjemskich, a wcześniej do znanego wielkopolskiego rodu Górkow należała Miejska Górka (dawna Górka). Z dziejami tej miejscowości związane są legendy: „Ciało potępionych strasznie zeszpecone będzie” (o klątwie, jaka spadła na ród Górków za krzewienie w Wielkopolsce protestantyzmu), „Cierń z korony Zbawiciela”, „Cudowny obraz świętego Antoniego”, „Święty Franciszek karmicielem głodujących”, „Zbawienne promienie krzyża”. Treść opowieści dotyczy ciekawych miejsc oraz zabytków, które obecnie możemy zwiedzić. Jednym z nich jest kościół parafialny pw. św. Mikołaja. Jest to świątynia barokowa, wybudowana pod koniec XVIII wieku. Jak głosi legenda: „… Dostał się kolec z korony męczeńskiej Zbawiciela do kościoła w Miejskiej Górce w roku 1571. Przywiózł go z Ziemi Świętej ówczesny dziedzic, właściciel Górki, sławny Andrzej Górka herbu Łodzia w roku 1479. Podczas swego pobytu w Jerozolimie dał możny magnat znaczniejszą jałmużnę bernardynom, ci zaś na znak wdzięczności wyłamali jeden kolec z cierniowej korony i wręczyli go Górce na pamiątkę. Kolec ten według intencji fundatora miał otrzymać kościół parafialny w miejscowości jego imienia.”  Losy relikwii nie są znane, nigdy nie została także potwierdzona jej autentyczność. Wnętrze kościoła w Miejskiej Górce i znajdujące się w nim relikwiarze kilkakrotnie niszczyły pożary, m.in. w 1787 i 2011 roku.

Jedna z legend opowiada o obrazie św. Antoniego, który znajduje się w ołtarzu bocznym kościoła klasztornego franciszkanów w Karolinkach – „na Goruszkach”: „…Według zapisków klasztornych obraz św. Antoniego dostał się do kościoła Krzyża Świętego na Goruszkach w roku 1707 od Imci Pana Adama Koszutskiego z Strzelca z tej racji, że podczas inkursji szwedzkiej, gdy się oficerowie szwedzcy we dworze jego, z polskiej biedy ciesząc, częstowali, jeden z nich, najgłówniejszy, wiary nieprzyjaciel, do tego obrazu w izbie stołowej nad drzwiami wiszącego, w głowę chcąc trafić, z pistoletu strzelał, lecz trzy razy twarzy chybiwszy, gdy czwarty raz w szyję, jako znak jest na obrazie, trafił – kula się odbiła i golenie mu na wylot przebiła, że musiano go do sąsiedniego gospodarza zanieść, gdzie tej śmiałości swojej dwojaką śmiercią przypłacił. Potem zaraz do onych oficerów szwedzkich przyszli jacyś diabli w czerwonych strojach, po kawalersku, z muzyką, którzy Szwedów w taniec wziąwszy, tak nieustannym mordowali ich tańcem, że im wszystkim pozdychać było przyszło…” Obraz przedstawiający postać jednego z patronów zakonu franciszkanów reformatów ponoć do dzisiaj nosi ślady strzałów.

W kościele „na Goruszkach” możemy również zobaczyć kilka wizerunków św. Franciszka z Asyżu, głównego patrona i założyciela zgromadzenia, obecnie patrona m.in. ekologów. Rzeźbiona, barokowa figura świętego znajduje się w ołtarzu głównym. Ponadto pod prezbiterium już w XVIII wieku powstała tzw. kaplica grobowa św. Franciszka („kościół dolny”). Umieszczono tam zabytkową figurę świętego naturalnej wielkości, w brązowym habicie, stojącą na drewnianej trumnie, oświetlaną światłem słonecznym wpadającym przez okno witrażowe. Według legendy, w epoce katastrofalnych susz, powodzi, wojen i głodu sam święty Franciszek miał uratować zakonników z Goruszek przed śmiercią głodową, dostarczając do klasztoru zapasy żywności (zob. legenda „Święty Franciszek karmicielem głodujących”). Dawni mieszkańcy ziemi rawickiej otaczali patrona franciszkanów szczególnym kultem w okresach epidemii.

Warto dodać, że franciszkanów sprowadził do Miejskiej Górki wspomniany już Adam Olbracht Przyjemski. W 1622 roku ufundował dla nich drewnianą kaplicę i budynek klasztorny, położony nad brzegiem Dąbroczni. Ponad sto lat później, w latach 40. XVIII wieku wybudowano obecny barokowy kościół i klasztor w nieco innej lokalizacji, ze względu na ochronę obiektów przed powodziami. W 1784 roku do świątyni zostały sprowadzone z Rzymu relikwie świętego Franciszka (fragment habitu).

Lektura legend Miedzińskiego przenosi nas również w malownicze o każdej porze roku, ale w szczególności wiosną, zakątki nad Orlą, w okolice Jutrosina, Dubina oraz na Hazy. W opowieściach i wierzeniach ludowych tereny te zamieniają się w niezwykłą krainę pełną dzikich zwierząt, duchów, upiornych topielców (zob. legenda pt. „Haracz topielczy”), rządzoną przez budzących postrach rozbójników: „Błota i moczary nieprzebyte, porośnięte tu i ówdzie szuwarem i łozą, broniły dostępu w te okolice i tylko leniwe żółwie i wydry płoche oraz niezliczone mnóstwo ptactwa wodnego gnieździło się tu i hasało swobodnie. A wśród tych błot zapadłych, chyłkiem między łozami i rogożem się kręcąc, pchała swe mętne i zatęchłe wody stara, poczciwa Orla z licznymi jej  dopływami, zamieniając od czasu do czasu całą tę okolicę w jedno wielkie rozlewisko prapotopowe. Do głuchej, zimnej tej otchłani sięgały gęste, ciemne bory z rozlicznym zwierzem drapieżnym. I tu właśnie, jak głosi podanie, na obszernej kępie, częściowo sztucznie usypanej, wznosił się kiedyś zamek warowny, którego panem był osławiony z okrucieństwa i dzikiej swej zuchwałości rycerz - rozbójnik, dla swej nietykalności zwany „Rycerzem Żelaznym” (zob. legenda „Żelazny rycerz zbójecki”).

Nie wiemy, czy kamienny zamek rozbójników istniał naprawdę, gdzie dokładnie można by go zlokalizować. Być może stał w miejscu zwyczajowo nazywanym „Orłowym grodem” niedaleko Chojna i był jedną ze średniowiecznych warowni broniących południowych granic państwa Piastów, podobnie jak pobliski Czestram.

            Właśnie obronną funkcję pełniła w odległych wiekach warownia na Czestramie, na miejscu której w połowie XIX wieku został wybudowany pałac Czarneckich w Golejewku. Podczas pobytu w tej miejscowości warto zwiedzić stadninę koni z kolekcją zabytkowych powozów, pospacerować Aleją Zasłużonych Koni, obejrzeć wnętrze zabytkowego kościoła pw. Wszystkich Świętych. Nad wejściem do świątyni zobaczymy płaskorzeźbę przedstawiającą tonącego jeźdźca na koniu, wznoszącego rękę ku niebu. To artystyczne nawiązanie do miejscowej legendy o powstaniu pierwszego, drewnianego kościoła. Józef Miedziński zatytułował opowieść przysłowiem ludowym „Kiedy trwoga, to do Boga”: „…I wydarzyło się, że ówczesny dziedzic Golejewka, wracając pewnego razu wśród ćmy nocnej do domu razem ze swoim wierzchowcem, dostał się w objęcia nieszczęsnych bagien golejewskich. Rozpaczliwe było położenie jeźdźcy. Na nic przydały się wszystkie wołania i krzyki biednego topielca wśród ciemnej nocy, nawet nadzieja w jakąkolwiek pomoc była tu płonna. Kiedy wyczerpanemu z sił nieszczęśliwemu hrabiemu śmierć niechybna poczęła zaglądać w oczy, wzywał rozpaczliwie pomocy wszystkich świętych, ślubując równocześnie, że skoro Bóg litościwy wybawi go z opresji, wybuduje Stwórcy na chwałę wspaniałą świątynię w Golejewku. Niebiosa wysłuchały prośbę nieszczęśliwego topielca…” Hrabia Chojeński jednak zwlekał z budową kościółka, postanowił ufundować tylko przydrożną kapliczkę. Zmienił zdanie, gdy pod inskrypcją na cokole kapliczki pojawił się tajemniczy napis: „Co ma wisieć – nie utonie”…

            Także barokowy kościół w Sarnowie, a dokładnie – otaczający go kamienno-ceglany mur – ma swoją legendę (zob. „Pokutujący kantor”). Świątynia została nim otoczona około 1741 roku. Do budowy muru zobowiązano sarnowskich protestantów. Była to forma kary oraz zadośćuczynienia za znieważenie i pobicie miejscowego proboszcza katolickiego. Główny winowajca konfliktu – ewangelicki kantor – według legendy zamienił się po śmierci w ducha i    „…nie zaznając znikąd ratunku ni pocieszenia, pokutuje za zbrodnię swoją już wieki całe i pokutować będzie biedaczysko do sądnego dnia.” Spacerując po Sarnowie warto także zobaczyć otoczony parkiem XIX-wieczny pałac (niestety niszczejący), ratusz na środku rynku, ulicę Stodołową, dawną kuźnię i wiatrak, jeden z kilku ocalałych zabytkowych „koźlaków” na ziemi rawickiej. Jeszcze XIX wieku w Sarnowie pracowało około 20 wiatraków, a na przedmieściach Rawicza ponad 60. Według legendy Rawicz miał 99 wiatraków, zawsze gdy budowano setny, któryś z pozostałych płonął w niewyjaśnionych okolicznościach. Według miejscowego podania winowajcą był podpalacz z zaświatów – upiór młynarczyka mszczącego się po śmierci za wyrzucenie z cechu młynarzy (zob. legenda „Urok młynarczyka”).

                Wędrówkę szlakiem legend po ziemi rawickiej kończymy w okolicy Dębna Polskiego. Przez wiele stuleci, aż do 1945 roku Dębno było miejscowością przygraniczną. Od XVI wieku o ten obszar toczyły się spory pomiędzy śląskimi i wielkopolskimi właścicielami ziemskimi. W 1726 roku po wieloletnim konflikcie właściciela Rawicza Jana Kazimierza Sapiehy z hrabią Hatzfeldtem ze Żmigrodu (zob. legenda „Raczej ziemię stracić, aniżeli duszę zaprzedać”) w pobliżu Dębna został ustawiony pierwszy kamienny słup graniczny. „…Za jak ważną i doniosłą musiano wówczas uznawać tę chwilę, skoro na jej uwiecznienie na skrzyżowaniu szosy wrocławskiej z wspomnianą wyżej drogą wystawiony został potężny słup granitowy, na którym do ostatnich czasów złotymi literami wypisany widniał chronogram w języku łacińskim treści następującej: Dzień 11 października nadał granice tym polom, a umowa każdemu przyznała swe włości. Chwała i dziękczynienie bądź Ci na wieki Boże w trójcy jedyny, bądź uwielbiona i wierszem i pieśnią miła matko!” Jadąc lokalną drogą z Dębna Polskiego w kierunku Zielonej Wsi mijamy cmentarz ewangelicki, a po przeciwnej stronie drogi niewielki staw. To także sceneria opowieści o sporze granicznym: „…Rozstrzygnięcie sporu na korzyść przeciwnika dotknęło boleśnie hr. Sapiehę. Opuszczając pełen goryczy pola stracone zatrzymał się na chwilę obok sadzawki w pobliżu drogi i wpatrując się w wodę gorzko zapłakał. Boże mój – westchnął po chwili, obnażając głowę – Tyś prawdą i światłością, daj, proszę Cię, świadectwo po wsze czasy, że wyrok, jaki przyjąłem z ręki ludzkiej, urąga prawdzie i sprawiedliwości, spraw na wieczną pamiątkę, że do tej sadzawki spływały moje gorzkie łzy z powodu utraty ziemi drogich przodków, aby woda ta nigdy nie wyschła. I tak spełnił Wszechmocny życzenie godnego syna Ojczyzny: woda w sadzawce, jakby dla zadośćuczynienia, do dnia dzisiejszego nigdy nie wyschła.”


 

„W ZDROWYM CIELE ZDROWY DUCH” - CZYLI MAJÓWKA W PLENERZE


Obecnie nie możemy uczestniczyć w rajdach ani zorganizowanych grupowych wycieczkach rowerowych, ale nie obowiązuje zakaz indywidualnych przejażdżek oraz spacerów po najbliższej okolicy. Pobyt na świeżym powietrzu, ruch i obcowanie z wiosenną przyrodą niewątpliwie poprawią nasze samopoczucie, a także wzmocnią siły. Jedną z propozycji jest kilkukilometrowa wycieczka do Dębna Polskiego, fragmentem Rawickiego Szlaku Rowerowego (cały szlak liczy ok. 38 km, odległość z Rawicza do Dębna Polskiego to ok. 4 km).

Z Rawicza do Dębna Polskiego można teraz dojechać bezpiecznie nową ścieżką rowerową, poprowadzoną od skrzyżowania dawnej obwodnicy, wzdłuż ulicy Rawickiej. Ścieżka pokrywa się z fragmentem szlaku turystycznego oznakowanego tabliczkami z zielonym rowerem na żółtym tle. Dębno to miejscowość ponad 100 lat starsza od Rawicza. Szlak rowerowy został poprowadzony przez centrum wsi, aż do skrzyżowania z ulicą Szymanowską.

W Dębnie warto zatrzymać się przy kaplicy i figurze maryjnej. Kaplica została wybudowana w latach 1984-1986, przy wejściu warto zwrócić uwagę na ciekawą rzeźbę – figurę św. Józefa. Jest to jedna z prac znanego rawickiego artysty Zbigniewa Łukowiaka. Na murze kaplicy umieszczono także kamienną tablicę upamiętniającą mieszkańców Dębna zamordowanych w obozach koncentracyjnych w czasie II wojny światowej. Po przeciwnej stronie drogi na murowanym cokole stoi figura Maryi w aureoli z gwiazd, datowana na 1916 rok. W październiku 1977 roku przy tej figurze mieszkańcy wsi powitali obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który peregrynował do Rawicza z Zielonej Wsi. Za figurą zobaczymy piętrowy budynek dawnej dębskiej szkoły, do której uczęszczało kilka pokoleń polskich, a przed II wojną światową również niemieckich dzieci. Szkoła była czynna do 1999 roku. Obecnie w starszym, ceglanym budynku są mieszkania, a w nowszej części placówki – filia Rawickiej Biblioteki Publicznej i przedszkole. Jadąc dalej ulicą Rawicką mijamy plac z betonowym krzyżem. Przy skwerze stoi stary ceglany dom – to przedwojenna siedziba strażników granicznych, tzw. placówka. W 1919 roku kilkaset metrów od zabudowań Dębna została wytyczona polsko-niemiecka granica państwowa, którą aż do września 1939 roku patrolowali strażnicy celni i graniczni. Po minięciu szeregu gospodarstw i domów jednorodzinnych dojeżdżamy do dużego skweru. Tutaj można nieco odpocząć na ławkach. Do lat 90. XX wieku w tym miejscu znajdowała się stara remiza, pamiątką po niej jest głaz z tablicą. Tuż obok stoi rzeźbiona w drewnie figura świętego Floriana, patrona strażaków. W 2011 roku rzeźbę z drewna lipowego wykonał artysta Maciej Piotrowski z Leszna. Dębski święty Florian ma wysokość 5,5 metra, być może jest najwyższy w Polsce.

W tym miejscu Rawicki Szlak Rowerowy zmienia kierunek. Jadąc zgodnie ze znakami dotrzemy polnymi drogami do oddalonego ok. 2 km Szymanowa. W tej okolicy w XVII wieku istniała osada o nazwie Cegielnia, która po kilkudziesięciu latach połączyła się z Dębnem. Przy drodze do Szymanowa jeszcze na początku XX stulecia stał jeden z dwóch dębskich wiatraków koźlaków.

W samym Dębnie możemy pojechać jeszcze dalej ulicą Rawicką, zobaczymy wówczas dawny cmentarz ewangelicki z pozostałością ceglanej bramy, licznymi zachowanymi kamiennymi nagrobkami oraz krzewami dzikiego bzu. Do wybuchu II wojny światowej większość mieszkańców wsi stanowili Niemcy, wśród nich dominowali protestanci i to było miejsce ich wiecznego spoczynku. Stąd tylko kilkaset metrów dzieli nas od granicy dwóch regionów: Wielkopolski i Dolnego Śląska.


 

Do Studentów – zamiast spotkania w rzeczywistości (choć to tylko chwilowo)!

wykładowca: mgr Barbara Szober


Szanowni Państwo!

Nadal tkwimy w kwarantannie czyli społecznej izolacji. Nie wychodzimy z  domu, nie spotykamy się z rodziną ani przyjaciółmi, nie spotykamy się z bliskimi nam osobami. Nie realizujemy swoich planów ani zobowiązań. Większość spraw załatwiamy przez internet albo telefonicznie, a wiele odkładamy na później.     

Jest to oczywiście, sytuacja trudna. Nie wybraliśmy takiego sposobu życia, spędzania dni, a nawet – już - tygodni i w związku z tym odczuwamy wiele nieprzyjemnych emocji, niepokojów, a nawet lęków.

Tu trzeba sobie uświadomić, że ta nasza reakcja jest jednak zupełnie prawidłowa, aczkolwiek, oczywiście, bardzo nieprzyjemna. I jest to tym bardziej męczące, że ograniczenia, których doświadczamy wpływają w równej mierze na nasze ciało jak i na umysł. Zostaliśmy zmuszeni, aby całe nasze życie przeorganizować w sposób przez nas nieplanowany, niepożądany. Oczywiście – niektórzy znoszą to lepiej, inni gorzej, ale każdy odczuwa co najmniej dyskomfort.

I choć rząd poluzował prawo i obowiązujące nas zasady, wszak możemy już iść na spacer, to nie jest nam lekko. Naturalną reakcją człowieka na taką sytuację jest niezadowolenie, niepokój, rozdrażnienie, obniżony próg reaktywności…

A ponieważ pozostali domownicy są w takiej samej sytuacji, to jeszcze do tego wszystkiego o wiele łatwiej jest o konflikty, a potem wyrzuty sumienia i pretensje do samych siebie. I może się rozkręcić koło sprzężenia zwrotnego…  

A wszystko przez STRES! – o czym było Szanowni Studenci na zajęciach!!! /żarcik/

Nie znaczy to jednak, że nawet jeśli ktoś pilnie notował i stara się wprowadzić w życie sposoby radzenia sobie, to trwa w szczęśliwości, niezależnie od wpływu otaczającego świata. Gdyby tak było, to specjaliści od omawianego zagadnienia należeliby do najszczęśliwszych ludzi na świecie, a nie jest tak. Ponieważ jesteśmy wszyscy istotami żywymi, ludźmi, to reagujemy jak ludzie i w obecnej sytuacji cierpimy. Człowiek ma jednak również potężne narzędzie do zrozumienia świata – mózg swój własny, oczywiście. Zrozumienie zmniejsza negatywną siłę wpływu stresu. Gdy wiemy dlaczego jest tak jak jest, czyli zidentyfikujemy problem, łatwiej adaptujemy się do sytuacji i z mniejszym wysiłkiem ją znosimy. Możemy też podjąć działania zaradcze albo minimalizujące negatywne efekty.

Zmiana stylu życia jest silnym stresem, co do swojej istoty. W sporządzanych przez różnych specjalistów skalach stresu jest to właśnie podstawa klasyfikacji. I tak, wg. Holmesa i Rahe śmierć współmałżonka jest na pierwszym miejscu – doświadczenie najcięższe, pobyt w więzieniu na czwartym, ślub na siódmym, na dziesiątym przejście na emeryturę. Na dwudziestym szóstym lokowane są wybitne osiągnięcia osobiste – jako źródło stresu! Na dwudziestym dziewiątym miejscu powyższej klasyfikacji lokuje się znacząca zmiana warunków życia, na trzydziestym piątym znacząca zmiana dotychczasowych rozrywek, zaraz potem znacząca zmiana aktywności religijnych, a następnie znacząca zmiana kontaktów towarzyskich. Na miejscu czterdziestym znacząca zmiana kontaktów z rodziną. Większość z nas doświadcza obecnie wielu spośród wymienionych wyżej stresorów równocześnie. Nie jest to bardzo dobra informacja, ale – zawsze jest jakieś dobre „ale” – my wiemy dlaczego tak się dzieje i po co!!!  Doświadczamy tego wszystkiego aby chronić siebie samych i innych ludzi, szczególnie naszych najbliższych. Nasze zachowanie, choć przykre, uciążliwe - ma sens. Jest uzasadnione sytuacją, a to pozwala nam zmniejszyć efekt działania stresorów. Co nie znaczy jednak, że znosi je zupełnie…  

W celu przeciwdziałania skutkom wpływu stresu zwróćmy uwagę na to jak przebiega teraz nasze życie codzienne. Chcę podkreślić, że inaczej obecnie są stymulowane nasze zmysły. Brakuje nam pewnych wrażeń w rozumieniu sensorycznym, zmysłowym, do których byliśmy przyzwyczajeni. W ciągu prowadzonego przez nas życia nasz mózg wyuczył się doświadczania konkretnych wrażeń w specyficzny sposób w określonym czasie – zgodnie z tym jak przebiegało nasze życie codzienne przed pandemią. Każda następująca obecnie zmiana w tym obszarze powoduje utratę poczucia komfortu, a nawet może być przyczyną zaburzeń w poczuciu bezpieczeństwa. Człowiek może utracić część poczucia pewności siebie, czuć się niepewnym dlatego, że nie jest tak jak było, tak jak powinno być, jak oczekuje nasza pamięć, dotychczasowa codzienna rutyna. 

Bo – oczywiście – jesteśmy w znanym sobie otoczeniu we własnym domu, ale równocześnie nie jest tak jak było do tej pory, zgodnie z naszymi oczekiwaniami,  zgodnie z dotychczasowymi doświadczeniami. Jeżeli byliśmy przyzwyczajeni do wychodzenia codziennie w określonej porze dnia na spacer, a teraz tego nie robimy, zatem odczuwamy dyskomfort - co najmniej. Moje własne oczy przyzwyczaiły się od wielu lat do codziennego porannego patrzenia na krzew bzu, który rośnie przy wejściu do domu, żeby z jednej strony widzieć, że codziennie ulega wiosennej przemianie, ale zarazem, że to ten sam krzew. Tęsknię do tego widoku, odczuwam jego brak, a nie patrzę na niego codziennie o tej samej porze, bo nie wychodzę każdego ranka do pracy przed 7.00 rano. Wychodzę o różnych porach, a czasami pracuję siedząc na kanapie i w ogóle nie opuszczam domu. To moje codzienne doświadczenie złożone jest ze specyficznego porannego widoku, na który składa się poza porannym oświetleniem także specyficzny zapach. W godzinach późniejszych ten sam krzew dostarcza mi już innych jakościowo wrażeń. Zauważam różnicę i czegoś mi brakuje. To co widzę jest niezmiennie piękne, ale inne. Moja coroczna wiosenna przyjemność ucieka mi. Znam mieszkańców Rawicza, którzy codziennie rano specjalnie, nawet nadkładając drogi, idą plantami w określonych miejscach, po to, by zachwycać się wiosennymi zmianami krzewów, czy podziwiać kwiaty, a teraz nie mogą tego robić. Przebywając całe dnie w domu, nie doświadczamy pewnych wrażeń, ale doświadczamy innych. Sama ta inność jest źródłem stresu, uczucia niepokoju. Uświadomienie sobie tego procesu pomaga w zmniejszeniu jego negatywnej siły. Równocześnie może przynieść nam coś pozytywnego - stać się początkiem bardziej świadomego przeżywania życia. Świadomość doświadczeń pozwala czuć je pełniej, piękniej, z większą świadomością.

Jeżeli wiemy, że obowiązuje nas zakaz wykonywania rzeczy bardzo, wydawałoby się, prozaicznych, podstawowych dla życia człowieka w tej części świata, to dopada nas stres. Jeżeli wyprawa do sklepu była dodatkowo okazją do przyjemnej, sąsiedzkiej wymiany uprzejmości, kilku zdań z panią, która tam pracuje, czy znajomą, która bywa tam o tej samej porze, a teraz trzeba robić zakupy szybko i – często – znosić popędzające spojrzenia obecnych w sklepie osób, to nie możemy czuć się z tym dobrze. Trudno jest przeprowadzić uprzejmą rozmowę stojąc 2 metry od innego człowieka. A zatem – prowadzimy życie inne niż do tej pory i to stanowi poważne źródło stresu. Jednostkowo nie jest to stres o wielkiej sile, ale w tym przypadku jest powtarzalny, codzienny i kumuluje się.

Co robić?

  1. Rozpoznaj źródła stresu.
  2. Dbaj o siebie – zaplanuj nową rutynę, efektywny plan dnia w nowych warunkach.
  3. Dbaj o siebie mądrze – właściwa dieta i ilość snu.
  4. Celebruj życie – wąchaj potrawy, herbatę, kawę, i wyraźnie to sobie uświadamiaj.
  5. Odnów kontakty z osobami, których dawno nie widziałeś. Po to, żeby zwyczajnie porozmawiać.
  6. Przypomnij sobie i przywróć do życia mało uprawianą dziś sztukę epistolografii – pisz listy!
  7. Przypomnij sobie nasze własne gry i zabawy z czasów młodości – gdy nie było telefonów komórkowych i komputerów – bawiliśmy się tak samo dobrze jak dziś, a może nawet lepiej. Tak też można grać i bawić się z wnukami – przez telefon czy komputer.